Po pierwsze: wyjedź z domu. Najlepiej jak najdalej. Na przykład wybierz się na stypendium za granicę, choćby do Paryża. Bez bliskich.
Po drugie: Zamieszkaj tam, gdzie prawdopodobnie nie będziesz
miał choinki, światełek, szopki, prawdopodobnie nawet najmniejszego stroika,
który będzie Ci przypominał o świętach.
Po trzecie: zaglądaj często do swoich social mediów,
zobaczysz, jak wszyscy ci, którzy narzekają na święta w domu, będą dodawać na
Instagramie foteczki swoich choinek i upieczonych pierników, na Twitterze będą
z przekąsem relacjonować przygotowania do świąt: swary podczas gotowania i
sprzątania, choć tak naprawdę będzie to zdradzać ich zaangażowanie w przygotowanie
możliwie najlepszego przyjęcia, na Facebooku będą wrzucać świątecznej kawałki (z
Last Christmas na czele) już od końca listopada.
Po czwarte: jedzenie. Każdy z nas narzeka, że wigilijna
polska kuchnia jest tłusta, kaloryczna, że karp niedobry, kompot z suszu
obrzydliwy, że tyle roboty, a potem część i tak się marnuje, ale… każdy będzie zajadał tradycyjne dwanaście potraw, nie licząc
nabytych przez Boże Narodzenie kalorii. Z dala od domu może uda Wam się załapać
na ostatnią paczkę uszek w polskim sklepie, ale prawdopodobnie nie i skończycie
jedząc lokalne świąteczne przysmaki, które bywają, ni mniej, ni więcej,
obrzydliwe dla nielokalsów (jak było ze mną i próbą zjedzenia boudin blanc, rodzaju białej kiełbasy).
Po piąte: przejdź się po mieście, które będzie świątecznie
udekorowane, znacznie łatwiej będzie zauważyć rozdźwięk między atmosferą w
Twoim pokoiku na poddaszu, a ogarniającą wszystkich wokół nastrojem.
Po szóste: zmierz się z perspektywą, że w wigilię i
pozostałe dni, będziesz siedział sam, oglądając seriale i przeglądając social
media, ciesząc się z każdej możliwej interakcji ze swoimi
znajomymi/followersami w świecie online, którzy, być może, na chwilę odejdą od
świątecznego stołu.
Po siódme: żadnych prezentów. Tyle w temacie.
Po ósme, jeśli jesteś wierzący: przejdź się na mszę do
innego kościoła, jeśli jesteś za granicą, kompletnie w innym języku. To będzie
dopiero dobijające: brak "naszych" kolęd, nieznajomość obrządku w obcym języku czy
Ewangelia, która mówi to samo, ale jednak trochę inaczej. Rozdźwięk
gwarantowany.
Jestem z tych, którzy zawsze narzekają: „nie lubię świąt”, „to
już nie to, co kiedyś”, „magia świąt znikła”, „zamknę się w pokoju i będę czytał
książki”. Wiecie co? Teraz wiem, że to wygląda całkiem inaczej. Siedzę sam w
pokoju i tęsknię za moimi najbliższymi. Tęsknię za śniegiem i świątecznym
krzątaniem się. Powypisywałem tu tak naprawdę same banały, ale taka jest rzeczywistość
– święta docenia się, kiedy ich nie ma.
Nie mogę jednak do końca narzekać. W miejscu, którym
mieszkam, prowadzonym m. in. przez polskie zakonnice, będziemy mieć wigilię.
Niesamowicie mnie to cieszy, bo naprawdę nie chciałbym spędzić tego wieczora
sam. A Wy doceńcie, że jesteście z bliskimi.
Chyba napisałeś wyciskacz łez. :(
OdpowiedzUsuńSerio? Miał być pep talk, motywujący do tego, by pomóc mamie przy gotowaniu. Ostatecznie też moje święta nie są tak dramatyczne (będzie barszcz) :D
Usuń