niedziela, 31 maja 2015

Jesteśmy w Mediolanie! (i Bergamo)

Mediolan jest trochę jak Katowice. Przy czym to "trochę" należy potraktować bardzo metaforycznie. Z Mediolanu wyniosłem bowiem bardzo podobne wrażenie o "zwartości", które napotkałem w Katowicach. Ulice bywają ciasno zabudowane, budynki przylegają do siebie, wymieszane są style architektoniczne i epoki, w których budynki powstawały.

Do Mediolanu bardzo łatwo dojechać z taniego lotniska w Bergamo, jeszcze bardziej urokliwego miasta. Weekendowy wypad jest więc bardzo rozsądnym sposobem na wydanie jakichś tam (nie taaaaaak dużych znowu) pieniędzy, zwłaszcza jeśli jest się zainteresowanym odwiedzaniem miast inaczejniż młodzi Brytyjczycy zapijający się niegdyś na krakowskim rynku.

Ten post będzie trochę postem "blogera-podróżnika-który-lata-tanimi-liniami", sam znalazłem kilka wpisów na różnych blogach podobnej treści i były one bardzo przydatne w ogarnięciu wyjazdu i zdecydowaniu się na to, co warto zobaczyć.

Po pierwsze, oczywiście, Duomo. Przepiękna katedra w sercu Mediolanu, trzecia największa świątynia katolicka na świecie, wykonana jest z białego marmuru i w świetle dnia wywołuje ogromne wrażenie. Co ciekawe, wejść można na jej dach i podziwiać panoramę Mediolanu (podobno czasem nawet widać Alpy) oraz przyjrzeć się dokładnie iglicom, rzeźbom i gargulcom, które zdobią dach Duomo.

Fronton Duomo



 
Zombie zombie zombie, Duomo Duomo Duomo, a mnie się chyba najbardziej podobały posadzki.

Tuż obok Duomo znajduje się wejście do Galerii Wiktora Emanuela II. Jest to w zasadzie wielkie centrum handlowe z najdroższymi markami (Mediolan w końcu na modzie stoi). jednakże nie jest to typowe centrum, bowiem dwie, zbudowane gdzieś w XIX wieku, krzyżujące się ulice przykryto dachami, tworząc paradoksalnie otwartą i ograniczoną zarazem przestrzeń luksusu (ale jeśli mogą tam wejść byle jacy turyści, jak ja, i zjeść lody, to jednak nie jest tak "na bogato", a, w podcieniach wciśnięto też Burger Kinga, każdy znajdzie coś dla siebie). Ciekawostka: w centrum galerii umiejscowiono mozaikę z herbem Mediolanu, a wokół herby czterech innych włoskich miast, m. in. Turynu, który w swym "logo" ma byka. Nie wiadomo dokładnie kiedy, ale powstała pewna tradycja: jeśli ktoś przekręci stopę w kroczu byka, "zmiażdży" jego przyrodzenie, przynieść ma mu to szczęście. Dziś ten fragment mozaiki jest już w zasadzie wydrążoną dziurą, a Mediolan może grać na nosie konkurencyjnemu, sąsiedniemu Turynowi).






W kolejce do przejażdżki czeka się nawet kilkanaście minut

Innym miejscem, które warto odwiedzić, jest zamek Sforzów. Zbudowany gdzieś tam w XV wieku, ceglany, pokazuje jak przemyślnie można zbudować twierdzę z jednej strony obronną, z drugiej strony jednak też bardzo estetyczną i reprezentacyjną. Dziedziniec zamku jest ogólnodostępny, a w jego wnętrzach ulokowanych jest kilka małych muzeów poświęconych przeróżnym odłamom ludzkiej działalności.
Zamek otwiera się na moje ulubione chyba miejsce w Mediolanie: Parco Sempione. Przepiękne, ciężkie od zapachów kwiatów miejsce, w którym ludzie siedzą, tańczą, śpią, opalają się. Atmosfera jest bardzo nieskrępowana, a wszyscy w spokoju cieszą się przygrzewającym słońcem. I jeszcze ta mała knajpa Bianco z białym winem.


Kadr jak z Viscontiego (podobno)


I jeśli idzie o muzea, miejscem najbardziej prestiżowym jest podobno Pinacoteca di Brera. Warto się tam wybrać dla kilka dzieł, a ja, jako fan malarstwa Caravaggia, nie mogłem ominąć tej galerii. W pinakotece dominuje malarstwo włoskie, jednak, tak naprawdę, w jednej z galerii Luwru znajduje się więcej obrazów włoskich, niż w całej tej mediolańskiej. Ale okej, nie narzekam. I tak warto się wybrać, bo mają kilka perełek.
Wychodząc z Duomo zauważyłem kolejkę i jako Polak, z myślą "a za czym kolejka ta stoi", ustawiłem się w jej ogonku, póki był krótki. Okazało się, że w Palazzo Reale ma właśnie miejsce czasowa wystawa poświęcona mistrzowi Leonardo. Da Vinci? Idę! Moja najważniejsza refleksja dotycząca tej wystawy była taka, iż... Mistrz Leonardo nie potrafił, niestety, rysować ni kotów, ni łabędzi (bo to z kart kodeksu atlantyckiego to jakieś jednak nędzne koszmarki w stylu Wittgensteinowskiego kaczkokrólika). To jednak pocieszające, że nie ma ludzi aż nazbyt uzdolnionych.
W Mediolanie znajduje się także jakże słynna Ostatnia Wieczerza. Niestety, by ją zobaczyć, trzeba zarezerwować sobie miejsce z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a spontaniczne wizyty nie wchodzą raczej w grę (choć nie są niemożliwe, czasem ktoś swojej rezerwacji nie realizuje i są "luki", mnie się tak nie udało).

Bardzo przyjemna lekcja w muzeum z obrazem Caravaggia
Selfie z obrazem Rafaela


Wracając z Mediolanu zahaczyłem o pobliskie Bergamo. Miasto, które wygląda dokładnie tak, jak wyobrażać można sobie włoskie miasto. Składa się z dwóch części: miasta dolnego, młodszego i miasta górnego, starszego, do którego dotrzeć można po stromych szlakach lub, na szczęście, kolejką. W Bergamo, w Citta Alta pełno, jest ciasnych uliczek, zabudowanych gęsto starymi kamienicami, z których zwieszają się zasłony kwitnących krzaków róż i Bóg wie czego jeszcze. Jest tak ciasno, że w zasadzie ściana w ścianę wciśnięto też trzy kościoły, jeden bogatszy w zdobienia od poprzedniego. PS mieszkańcy Bergamo mają z okien widok na Alpy. Na Alpy.

"Tunel" kolejki wiodącej do Citta Alta







Na samym początku wizyty nieco żałowałem wyboru, bo wycieczka trochę mnie spłukała. Wracając jednak żałowałem, że nie zostałem dzień, dwa dłużej. Mediolan i Bergamo, generalnie polecam.

Na koniec najładniejszy widok z lotniska ever:

 

sobota, 9 maja 2015

Ta piosenka jest o mnie, ta piosenka jest o Tobie

Między ugotowaniem zupy pomidorowej, a wstawieniem makaronu włączyła mi się w przewspaniałej liście piosenka Moi moi. Piosenka arcyprosta, dialog dwójki ludzi, w których role wchodzę Albin de la Simone i Emilliana Torrini. Post będzie moralizujący, a piosenka, proszę państwa, jest o nas.

Pozwolę sobie tekst zaprezentować i przetłumaczyć:




Albin de la Simone :
Tu dis ta vie, ta vie normale
De comédie, de maladie
De tes amies , de tes mains sales
Deux sous le lit, trois dans la malle
Bla bla bla bla bla
Parlons plutôt de moi, non ?
Parle moi de moi, toi


Emiliana Torrini :
Moi mes oiseaux, moi mes médailles
De comédie, de maladie
A tes amours, tes boréals
Deux sous le lit, trois dans la malle
Bla bla bla blaa bla
Parlons plutot de moi, non ?
Parle moi de moi, toi

Un seul être nous manque, moi ?
Un seul être nous manque, moi ?
Moi moi moi

Albin de la Simone :
Parlons de moi
Et grandissons
Faisons de moi notre passion

Albin de la Simone :
Opowiadasz o swoim życiu, o życiu normalnym
O komediach, o chorobach
O przyjaciołach, o brudnych dłoniach
O dwóch pod łózkiem, o trzech w kufrze
Bla bla bla bla bla
Pomówmy więcej o mnie, dobrze?
Mów mi o mnie, Ty

Emilliana Torrini
Ja, moje ptaki, moje medale
Moje komedie, choroby
Twoje miłości, Twoje bieguny
Dwa pod łóżkiem, trzy w kufrze
Bla blaa bla bla bla
Pomówmy więcej o mnie, dobrze?
Mów mi o mnie, Ty

Kogoś nam brakuje, mnie?
Kogoś nam brakuje, mnie?
Ja ja ja

Albin de la Simone
Pomówy o mnie
Rośnijmy
Zróbmy ze mnie naszą rozrywkę


Proszę państwa, to o nas wszystkich. Jak to bywa z tłumaczeniami, brzmi ono trochę kiczowato. Ale co tam, słuchać będziemy po francusku. Ja wrócę do, prawdopodobnie rozgotowanych już, klusek. Parlons plutot de moi, non ?