niedziela, 28 grudnia 2014

Arabski Paryż

Kiedy moja rodzicielka odwiedziła mnie w Paryżu, dwie rzeczy zdziwiły ją bardziej niż inne: "Myślałam, że to miasto jest czystsze" oraz "Nie spodziewałam się, że będzie tu tak dużo kolorowych ludzi".

Musze przyznać, że podczas mojej pierwszej wizyty w stolicy Francji ponad dwa lata temu miałem podobne uwagi. Paryż jest istną wieżą Babel, jeśli chodzi o rasy, narodowości i języki, pod tym względem dorównuje mu w Europie prawdopodobnie jedynie Londyn.

Ale ja nie o tym, jak zwykle. W perspektywie "nawracania" na islam na warszawskim Starym Mieście, w Polsce zawrzało w kwestii islamizacji Europy (która tak naprawdę w Polsce jeszcze długo nie będzie problemem, mamy zbyt niewydolny system pomocy społecznej, jak się powszechnie uważa). We Francji jednak muzułmanie stanowią coraz większą liczbę, a w miastach takich jak Marsylia w pewnych dzielnicach w zasadzie nie mieszkają już wyznawcy innych religii czy ateiści w ogóle. Północ Paryża, słynna 18 arrondissement z bazyliką Sacré-Cœur, Place du Tertre, Placem Pigalle czy Moulin Rouge, także zamieszkiwana jest głównie, jak się zdaje, przez maghrebskich mieszkańców.

We Francji jednak strach wobec islamizacji nie jest aż tak wielki (choć antyemigracyjna działalność Front National zaczyna nabierać wymiernych kształtów). W Paryżu znaleźć można choćby dowody na docenienie kultury islamskiej i popularyzowanie jej. Chciałbym krótko przedstawić trzy najbardziej interesujące miejsca, które Europejczykowi ze Wschodu wydawać się mogą dość egzotyczne.

Po pierwsze: paryski meczet. Grande Mosquée de Paris to największy meczet Francji, z około 30 metrowym minaretem, który, zgodnie z zasadami religii, wzywa wyznawców do modlitwy pięc razy dziennie. Na terenie kompleksu oprócz wieży i sali modlitw znajduje się też wielki dziedziniec, inspirowany jednym z meczetów w Alhambrze, a także ogród, biblioteka, sale wystawowe oraz... restauracja, w której skosztować można głównie maghrebskich przysmaków. Chciałbym opowiedzieć coś o zdobieniach świątyni, ale nie jestem historykiem sztuki, a nie chcę też zrzynać z Wikipedii. To co zauważyłem sam: mozaiki, reliefy, marmurowe i drewniane zdobienia roślinne oraz cytaty z Koranu. Sala modlitw, do której nie wolni mi już było wejść, prezentowała się jeszcze lepiej, ale jej zdjęć nie mam, czułem, że fotografowanie jej jest w pewnym sensie świętokradztwem, jak przekraczanie bram ikonostasu przez niewłaściwe osoby.










Po drugie: Institut du Monde Arabe. Położony przy samej Sekwanie, nieopodal ścisłego centrum miasta, instytut promuje kulturą arabską i tę dawną (niewielka stała część muzealna), ale także, przede wszystkim, i tę współczesną. Obecnie w Instytucie ma miejsce wystawa, która poświęcona jest nowoczesnej sztuce Maroka. Oprócz części edukacyjno-wystawienniczych, w Instytucie znaleźć można dwie restauracje (zgodnie z zasadą "przez żołądek do serca") oraz genialny taras widokowy na 9 piętrze, który pokazuje panoramę Paryża z wielką bryłą katedry Notre Dame. Jedną z najciekawszych rzeczy w Instutucie jest jego projekt architektoniczny, a zwłaszcza fasada. Zbudowano ją, inspirując się tak zwaną maszrabijjąą, drewnianą kratą, elementem ozdobnym, który osłania od słońca arabskie domy od Maroko po Arabię. Architekci kompletnie jednak zreinterpretowali maszrabiję, dostosowując ją do nowoczesnych nurtów w architekturze. Cała ściana bowiem składa się z kwadratów, które zbudowano ze stalowych i szklanych elementów. Te elementy mogą być ustawiane elektronicznie w różne kształty, dzięki czemu fronton Instytutu nie ma jednego stałego wyglądu, jest regularnie transformowany. Poniżej widnieją zdjęcia frontu z zewnątrz (widać, że różne kwadraty maszrabijji są różnie uformowane) oraz zdjęcia ukazujące kwadrat konstrukcji od drugiej strony (z widocznymi przesuwalnymi nakładkami). Jest też zdjęcie typowego, jak się domyślam, namiotu z Maghrebu, stojącego pod Institut du Monde Arabe, w którym można kupić tradycyjne, oryginalne produkty arabskie (ciuszki, biżuterię, żywność), zjeść oraz posłuchać muzyki na żywo.





Po trzecie, co zaskakujące, Luwr. W 2003 roku bowiem w muzeum utworzono całkiem nowy dział: sztuka islamu. Eksponaty znajdujące się na wystawach datuje się od VII wieku po Chrystusie do wieku XIX. Wiele osób omija tę część Luwru, nie wiedząc, co traci. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Luwr w listopadzie 2012 roku, ta część muzeum wywarła na mnie największe wrażenie (może oprócz mumii i sarkofagów kotów w części poświęconej starożytnemu Egiptowi, to było zaskakujące). Zbiory nie są wielce bogate (zwłaszcza w porównaniu choćby z kolekcją... talerzy w część sztuki dekoracyjnej), ale pokazują pewną egzotyczną dla Polaka czy Europejczyka wrażliwość artystyczną. Główne części wystawy to ceramika, złotnictwo, architektura (przede wszystkim mozaiki), trochę jest eksponatów sztuki wojennej czy sztuki księgarskiej (mnie, filologo-edytora, interesującej przede wszystkim). Niestety nie mam zdjęć, bo fotografowanie wystawy nie oddaje w żaden sposób charakteru prezentowanych eksponatów (kilka z nich można jednak zobaczyć w dobrej jakości na stronie Luwru: http://www.louvre.fr/departments/arts-de-lislam).

Te trzy punkty to chyba najpopularniejsze miejsca popularyzujące kulturę arabską w Paryżu. Jednakże Islam czy "arabskość" jest przybliżana w mieście przede wszystkim przez samych wyznawców. Przez ich stroje, język i mnogość lokali z kuchnią maghrebską (dość popularną, w każdym markecie można znaleźć specjalny dział z produktami stosownymi dla tej kuchni).

Słuszne jest oswajanie "kultur" i tłumaczenie różnic światopoglądowych, ale "problemu islamizacji" nie należy jednak zamiatać pod dywan, nazwałbym go raczej problemem multikulturowości, na rzecz którego pewne granice się zacierają. Pamiętam, że najbardziej uderzyło mnie, jak bogate w kultury jest to miasto, kiedy, jadąc metrem, czytałem książkę. Na chwilę podniosłem wzrok na sąsiadów: jeden z nich czytał bogato zdobioną książkę pisaną "tymi śmiesznymi znaczkami", po arabsku zapewne, inny po hiszpańsku, inny po angielsku, a kolejna osoba w języku, którego nie udało mi się zidentyfikować w ogóle. Francuskiej książki nie znalazłem.






poniedziałek, 22 grudnia 2014

Jak pokochać święta (kilka uwag emigranta)


Po pierwsze: wyjedź z domu. Najlepiej jak najdalej. Na przykład wybierz się na stypendium za granicę, choćby do Paryża. Bez bliskich. 

Po drugie: Zamieszkaj tam, gdzie prawdopodobnie nie będziesz miał choinki, światełek, szopki, prawdopodobnie nawet najmniejszego stroika, który będzie Ci przypominał o świętach.

Po trzecie: zaglądaj często do swoich social mediów, zobaczysz, jak wszyscy ci, którzy narzekają na święta w domu, będą dodawać na Instagramie foteczki swoich choinek i upieczonych pierników, na Twitterze będą z przekąsem relacjonować przygotowania do świąt: swary podczas gotowania i sprzątania, choć tak naprawdę będzie to zdradzać ich zaangażowanie w przygotowanie możliwie najlepszego przyjęcia, na Facebooku będą wrzucać świątecznej kawałki (z Last Christmas na czele) już od końca listopada.

Po czwarte: jedzenie. Każdy z nas narzeka, że wigilijna polska kuchnia jest tłusta, kaloryczna, że karp niedobry, kompot z suszu obrzydliwy, że tyle roboty, a potem część i tak się marnuje, ale… każdy będzie zajadał tradycyjne dwanaście potraw, nie licząc nabytych przez Boże Narodzenie kalorii. Z dala od domu może uda Wam się załapać na ostatnią paczkę uszek w polskim sklepie, ale prawdopodobnie nie i skończycie jedząc lokalne świąteczne przysmaki, które bywają, ni mniej, ni więcej, obrzydliwe dla nielokalsów (jak było ze mną i próbą zjedzenia boudin blanc, rodzaju białej kiełbasy).
Po piąte: przejdź się po mieście, które będzie świątecznie udekorowane, znacznie łatwiej będzie zauważyć rozdźwięk między atmosferą w Twoim pokoiku na poddaszu, a ogarniającą wszystkich wokół nastrojem.

Po szóste: zmierz się z perspektywą, że w wigilię i pozostałe dni, będziesz siedział sam, oglądając seriale i przeglądając social media, ciesząc się z każdej możliwej interakcji ze swoimi znajomymi/followersami w świecie online, którzy, być może, na chwilę odejdą od świątecznego stołu.

Po siódme: żadnych prezentów. Tyle w temacie.

Po ósme, jeśli jesteś wierzący: przejdź się na mszę do innego kościoła, jeśli jesteś za granicą, kompletnie w innym języku. To będzie dopiero dobijające: brak "naszych" kolęd, nieznajomość obrządku w obcym języku czy Ewangelia, która mówi to samo, ale jednak trochę inaczej. Rozdźwięk gwarantowany.

Jestem z tych, którzy zawsze narzekają: „nie lubię świąt”, „to już nie to, co kiedyś”, „magia świąt znikła”, „zamknę się w pokoju i będę czytał książki”. Wiecie co? Teraz wiem, że to wygląda całkiem inaczej. Siedzę sam w pokoju i tęsknię za moimi najbliższymi. Tęsknię za śniegiem i świątecznym krzątaniem się. Powypisywałem tu tak naprawdę same banały, ale taka jest rzeczywistość – święta docenia się, kiedy ich nie ma.
Nie mogę jednak do końca narzekać. W miejscu, którym mieszkam, prowadzonym m. in. przez polskie zakonnice, będziemy mieć wigilię. Niesamowicie mnie to cieszy, bo naprawdę nie chciałbym spędzić tego wieczora sam. A Wy doceńcie, że jesteście z bliskimi.

EDIT: Czy to przypadek, że o akapit o jedzeniu jest najdłuższy? Nie sądzę. 

Paryska Notre Dame (ukradziona z parisinfo.com)

czwartek, 18 grudnia 2014

Axe historique parisien – oś Paryża



Zacznę od truizmu – Paryż nie jest zwykłym miastem. Nie chcę jednak (tymczasem) rozpisywać się o jego pięknie czy brzydocie, a o specyficznej organizacji i jednym z ciekawszych elementów tego, jak miasto jest skonstruowane.
Prawdziwy Paryż, historyczny, składa się z 20 dzielnic (arrondissement), obszar ten pokrywa się z pierwszą strefą sieci komunikacji Île-de-France, czyli regionu paryskiego, w którym granice miast są kompletnie zatarte, ponieważ jedno leży koło drugiego, a wszystko to zdaje się być jednym wielkim Paryżem, sieć komunikacji RATP (RERy, metro, tramwaje, autobusy i Bóg wie co jeszcze) łączy sprawnie okoliczne miasta, miasteczka z Prawdziwym Paryżem.

Sam Paryż podzielony jest na dwie części przez przepływającą przezeń Sekwanę. Na rive droite, czyli po stronie północnej, zlokalizować można pewne interesujące założenie urbanistyczne, o którym chciałbym powiedzieć trochę więcej. Od Luwru bowiem można wyznaczyć tak zwaną axe historique parisien czy voie royale, czyli oś Paryża. Wzdłuż tej linii ciągnącej się od centrum miasta, znajdują się liczne paryskie mniej lub bardziej ikoniczne lokacje, a wszystkie ustawiono specjalnie prostopadle, dla zachowania elegancji o porządku.

Poczynając od początku: Luwr. Jego historia sięga XII wieku, wtedy to powstał warowny, wysoki zamek (którego pierwotne fundamenty do dziś ujrzeć można w podziemiach muzeum). W czasach renesansu nastąpiła wielka przebudowa tego terenu – średniowieczny zamek ustąpił miejsca renesansowej rezydencji, która była przez jakiś czas królewską siedzibą. W budynku tym mieści się oczywiście prawdopodobnie najbardziej znane muzeum na świecie z wieloma najbardziej znanymi dziełami. Najnowszym elementem, który stanowi cześć integralną Luwru jest oczywiście szklana piramida, która jest reprezentacyjnym wejściem do muzeum oraz podziemne. Piramida ta stanowi oczywiście drugi punkt axe historique.

Zaraz za dziedzińcem Luwru zaczynają się ogrody Tuileries (w których znajduje się także „wylot” podziemnej, odwróconej piramidy z muzuem). Park ten utrzymany jest  w stylu francuskim (nie jestem fanem) i stanowi miejsce wypoczynku Paryżan. Oś biegnie przez środek ogrodu, przecina także w środku jeden z łuków triumfalnych: Arc du Carrousel (jeszcze nie ten najsłynniejszy). Postawiono go na cześć Napolena i jego zwycięstw (na jego szczycie stały kiedyś słynne starożytne rzeźby koni skradzione z fasady bazyliki św. Marka w Wenecji, a wcześniej skradzione jeszcze z Konstantynopola, dziś podziwiać można kopie).

Ogrody kończą się widokiem na Place de la Concorde, na którego środku umieszczono kolejne słynne dzieło obcego pochodzenia – starożytny obelisk z Luksoru. Stoi on także dokładnie na linii, które biegła wcześniej od Luwru. Za Place de la Concorde zaczynają się nie mniej słynne Pola Elizejskie. Oś biegnie wzdłuż nich, aż dociera do tego najsłynniejszego z paryskich łuków: Arc de Triomphe, wzniesionego na pamiątkę największego zwycięstwa Napoleona, w bitwie pod Austerlitz. Łuk zbudowano tak, że stoi idealnie równolegle do piramidy oraz do Luwru, a oś przecina go i biegnie dalej, ku budynkowi, który wieńczy axe historique już poza Prawdziwym Paryżem, w dzielnicy nowoczesnych budynków i drapaczy chmur: La Défense. Tam też znajduje się Grande Arche, kolejny paryski łuk (mają coś Francuzi na ich punkcie), znacznie większy (mieszczą się w nim siedziby trzech różnych ministerstw) i zgodny z duchem dzielnicy, w której go ustawiono – jest skonstruowany głównie z betonu, szkła i stali, jak to w nowoczesnej architekturze powinno wyglądać. Ten łuk także jest jedynym budynkiem, który nie jest idealnie dopasowany do axe magistrale, która zaczyna się od Luwru i ciągnie przez kilka kilometrów, jest bowiem odchylony od osi o… 4 stopnie.

Najciekawszym zjawiskiem w kwestii axe Paryża jest to, że ustawiając się w odpowiednim miejscu (i przy dobrej pogodzie), można spod Luwru na przestrzał zobaczyć te wszystkie budynki po kolei: najpierw Arc du Carrusel, między jego kolumnami Tuileries, obelisk, dalej Pola Elizejskie i Łuk Triumfalny, a na horyzoncie wreszcie La Défense z jego własnym, ostatnim łukiem.

Niestety  mnie udało się to jedynie może ze dwa razy, ale warto próbować!


 
Początek osi: Luwr
 
Pyramide Inversée
Ukradzione z Wikipedii zdjęcie, które pokazuje to, czego nie dał rady mój aparat, m. in. Tuileries, obelisk, Łuk Triumfalny i na końcu La Defense

Widok na La Defense z Łuku Triumfalnego na tamtejszy łuk triumfalny (przypadek?)

Grande Arche

Widok w drugą stronę: z Grande Arche na daleki, malutki Łuk Triumfalny


piątek, 28 listopada 2014

Zdjęcie z Wieżą Eiffla i... kryminał

Niedawno mignął mi gdzieś w sieci artykuł o konsekwencjach fotografowania się ze znanymi budynkami. Przypomniała mi o nim znajoma z Twittera i dzięki niej postanowiłem napisać o tym nieco więcej.
Otóż konsekwencją na przykład fotografowania się z Wieżą Eiffla może być... wyrok sądowy. Wiąże się to z faktem, że każda budowla jest w myśl prawa utworem artystycznym, a nie wolno cudzym dziełem rozporządzać bez zgody właściciela w niewłaściwy sposób (czyli choćby udostępniać jego zdjęć w social mediach). Szczęśliwe prawo autorskie traci na sile w 70 lat po śmierci autora i wtedy można swobodniej jego dzieło traktować.
Tak jest też z Wieżą Eiffla... w dzień. To nieco absurdalne, ale już w nocy najsłynniejszej atrakcji Paryża nie powinno się fotografować i publikować jej zdjęć. Dlaczego? Otóż Wieża jest po zmroku iluminowana. I w myśl prawa autorskiego, instalacja świetlna także jest utworem, choć umieszczonym na innym obiekcie. A w związku z tym, nie można jej zdjęć upowszechniać.

Podobnie rzecz ma się i z kilkoma innymi znanymi budynkami: słynnego Atomium w Brukseli, siedziby Parlamentu Europejskiego, muzeum Guggenheima w Nowym Jorku także nie wolno fotografować. Ciekawie sytuacja wygląda w przypadku "żaglowej" opery w Sydney: można ją fotografować tylko jako część panoramy miasta, a jej wielkość na zdjęciu powinna się mieścić w odpowiednich procentowych widełkach w stosunku do reszty zdjęcia. W Polsce pewnym problemem jest Pałac Kultury i Nauki, ponieważ istnieje taka zastrzeżona marka, a polskie prawo autorskie jednak nie do końca rozstrzyga kwestię, tego czy wolno, czy nie wolno wykorzystywać fotografii PKiN-u.


Bardzo ubolewam nad tym faktem, bo na Instagramie i na blogu chciałem umieścić krótki film i pokazać, jak nocna iluminacja Wieży Eiffla potrafi dobrze wyglądać. No, ale lepsze to niż, potocznie mówiąc, kryminał. Na pocieszenie: Wieża Eiffla w dzień.


sobota, 22 listopada 2014

Beaujolais nouveau, czyli dlaczego wszyscy pijemy marne wino

Każdego roku w każdy trzeci czwartek listopada we Francji ma miejsce osobliwe święto: Beaujolais nouveau. Celebrując to wydarzenie Francuzi, jak ich kraj długi i szeroki, piją młode wino z regionu Beaujolais w okolicach Lyonu.
Wino to przyrządzane jest w określony sposób, z określonego szczepu winorośli i przechowywane w odpowiednich warunkach, a trunku skosztować można już w 6 tygodni po zbiorach. W każdym sklepie i w każdej restauracji spotkać można potem specjalne oferty, zachęcające do spróbowania tego wina, która, prawdę mówiąc, jest okropne.
Idea sprzedaży tego wina narodziła ponad pięćdziesiąt lat temu i wtedy rzeczywiście miała wymiar lokalnego święta. A teraz? Odnoszę wrażenie, że ktoś miał genialny pomysł marketingowy, jak rozwiązać problem nadprodukcji wina, które prawdopodobnie by się nie sprzedało albo nie miałoby się gdzie go przechowywać. A tak beaujolais pijane jest w całej Francji oraz poza granicami kraju (głównym importerem młodego trunku jest chyba Japonia, jeden z najbardziej frankofilskich krajów). Co roku powstaje rodzaj "psychozy", każdy powinien przecież wziąć udział w świętowaniu, a producenci win zachwyceni są faktem, że udało im się "wcisnąć" produkt nie najlepszej jakości. Podjerzewam, że także w lepszych polskich sklepach z winami także nawiązuje się do tej tradycji i sprzedaje beaujolais.
Ja także skorzystałem z nadarzającej się okazji i kupiłem butelkę taniego, młodego, czerwonego beaujolais. I co mogę powiedzieć? Dawno nie piłem tak dziwnego wina. Nie jestem enologiem, ale postaram się ocenić dominujący w bukiecie wina niuans, a jest nim moim zdaniem nuta... płynu do naczyń.
Cała sprawa z beaujolais nouveau przypomina mi kwestię kompotu z suszu na wigilii: nikt go nie lubi, ale co roku z premedytacją podaje się go, bo taka jest tradycja.
Taka jest tradycja, więc wszyscy pijemy w tym tygodniu marne wino.
EDIT: wyczuwam w winie dodatkowo nutę kapuśniaku.


Źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b1/Pouring_wine_into_a_decanter.jpg


niedziela, 16 listopada 2014

"C'est ici l'empire de la mort", czyli katakumby w Paryżu

W Paryżu standardowo odwiedza się katedrę Notre Dame i okolice Cité, Luwr, Wieżę Eiffle'a, Łuk Triumfalny. Oklepane zabytki z kolejkami do wejścia. Jednym z mniej znanych, choć także "zakolejkowanym" miejscem, są paryskie katakumby.
W 1785 roku ze względów sanitarnych zamknięto w Paryżu jeden z większych cmentarzy w dzielnicy Les Halles. Szczątki zmarłych postanowiono przenieść do pozostałości po dawnych kamieniołomach, sięgających aż czasów rzymskich. Z czasem ilość kości powiększała się, gdy zamykano kolejne cmentarze i przenoszono je pod ziemię. Dziś, w 14 dzielnicy Paryża, około 20 metrów pod ziemią znajduje się wejście do grobowca około 6 milionów ludzi. Korytarze katakumb wiją się pod Paryżem i część z nich została przystosowana do zwiedzania. Tuż przed samym wejściem w skale wykuto napis: "Arrête! C'est ici l'empire de la mort", który mówi: "Zatrzymaj się, to jest królestwo śmierci".
Jest to jedno z najdziwniejszych miejsc w stolicy Francji, w jakich do tej pory byłem. Strome kręte schody prowadzą pod ziemię do surowych betonowych pomieszczeń, które są tylko przedsionkiem, jak się okazuje, dla wąskich korytarzy i ścieżek wyłożonych kamieniami. Lecz im dalej w las, tym więcej drzew. W pewnym momencie bowiem komnaty stają się szersze, a ściany wyłożone są... ludzkimi kośćmi. W przemyślany sposób bowiem głównie czaszki i kości udowe ułożono tak, by stanowiły "ściany", za które wrzucono resztę poczerniałych ze starości lub pozieleniałych od wilgoci szczątek. Wiele znanych osobistości znalazło tu swoje miejsce spoczynku: Rabelais, Perrault, Danton, Robespierre, Marat.
Wszystko to wywołuje pewne klaustrofobiczne lęki nawet u osób, które problemów z ciasnymi przestrzeniami nie mają. Zwłaszcza jeśli gdzieś z wilgotnego sufitu z malutkich stalaktytów spadnie za kołnierz (ja, szczęśliwie, miałem kurtkę z kapturem) kropla zimnej wody, a poruszać się trzeba w półmroku. Być może dlatego właśnie katakumby pojawiają się często w literaturze (najbardziej znane chyba dzięki Nędznikom Hugo) oraz w filmach, są ciekawym, fascynującym i trochę odrażającym miejscem. Ale przecież ludzie to turpiści, lubią makabrę w wersji kontrolowanej.







wtorek, 11 listopada 2014

Plac Zbawiciela vs. Place Vendôme (czyli o tęczy i seks-gadżetach)


Na paryskim placu Vendôme, tuż nieopodal legendarnego pomnika ustawionego przez Napoleona, tuż pod oknami dawnych apartamentów Chopina, Paul McCarthy, amerykański artysta, "wystawił" swoje najnowsze, zdewastowane już, przedsięwzięcie. Mówiło się we Francji o tym incydencie jako o jednym z największych zamachów na wolność sztuki w ostatnich latach.
Instalacja nosiła nazwę The Tree, jednym przypomina wielką, ponad dwudziestometrową, zieloną świąteczną choinkę. Drugim przywodziła na myśl co innego. Inspiracją dla dzieła był żart o seks zabawce, jak przyznał sam artysta, który założył sobie jako cel dwuznaczność, sprawiając, że choinka ta przypomina również powiększony do niebotycznych rozmiarów... gadżet erotyczny: butt plug czyli – po polsku – zatyczkę analną.

Dzieło przyciągało tłumy zainteresowanych, wywołując dyskusję w social mediach, tradycyjnych mediach francuskich, następnie międzynarodowych. Większość komentarzy wyrażała się o instalacji w tonie pobłażliwym, żartobliwym lub… zdecydowanie negatywnym.  Nie trzeba było długo czekać na zdecydowane reakcje malkontentów.  Radykalne, francuskie ugrupowanie „Printemps français” (Francuska wiosna), podniosło krzyk, komentując sprawę: „Paryż upokorzony!”. Na Twitterze pod hashtagiem #PlugGate znaleźć można było inne kontrowersyjne wypowiedzi, a z kolei hasło #Vendome długo było trendem na francuskim Twitterze. Instalacja zwana we Francji „sapin-sextoy”, „odsłonięta” w czwartek 16 października, szybko została zniszczona. Już dwa dni później nieznani sprawcy wspięli się na ogrodzenie otaczające „drzewko”, przecięli stabilizujące je sznury i uszkodzili system pompujący, co sprawiło, że "dzieło" się rozpadło. Oprócz tego autor przedsięwzięcia, McCarthy, jednego z wieczorów kiedy instalacja jeszcze stała na place Vendôme, został zaatakowany przez urażonego widza, który wykrzykiwał: „Nie jesteś Francuzem, nie masz tu nic do roboty!”.

Trudno nie skojarzyć całej sprawy z nieco podobną historią, legendarnej już, tęczy przy placu Zbawiciela w Warszawie. I choć dewastacja rodzimego pomnika sztuki współczesnej nie odbiła się szeroko w mediach międzynarodowych, to, w jednym przynajmniej aspekcie, tęcza "wygrywa" bowiem – warszawską instalację z uporem się odbudowuje, natomiast praca amerykańskiego artysty zostanie, ze względów bezpieczeństwa, usunięta i nie będzie odrestaurowywana. Choć McCarthy nie zaprzestał drażnić Paryżan: z okazji Targów Czekolady wyprodukował "mikołaja z czekolady", rzeczywiście z silikonu, trzymającego właśnie miniwersję jego "choinki". Paryżanie nie byli jednak i bierni i... pozrywali plakaty reklamujące w metrze owe kolejne już dzieło (wycenione, tak tylko wtrącę, na 600 000 euro).

Źródło: http://www.20minutes.fr/societe/1463419-20141018-paris-oeuvre-paul-mccarthy-degonflee-inconnus-nuit

Źródło: http://tempsreel.nouvelobs.com/culture/20141024.OBS3152/fiac-qui-sont-les-acheteurs-d-art-contemporain.html