poniedziałek, 13 października 2014

Bright & shiny

Post pisany na chłodnawej posadzce mojego wydziału. Spodziewać by się można, że siedziba Faculté des Sciences Humaines et Sociales Sorbonne będzie zapierającą dech w piersiach architektoniczną perełką. I? Oczywiście, że nie. Mimo, że umiejscowiona w samym centrum, jest bardzo dziwnym, wielkim budynkiem, który, o zgrozo, z każdego fragmentu fasady krzyczy "socrealizm", a z każdego kąta wnętrz sugeruje wystrój à la późny Gierek.
Ale ja nie o tym, jak zwykle. W zasadzie to nie wiem, o czym ten wpis właściwie będzie. Chyba o tym, że dostałem miły prezent na urodziny - gdziekolwiek dziś nie pójdę, ktoś gra. W metrze załapałem się na koncert kwartetu smyczkowego na stacji Les Halles, w linii nr 5. w stronę Bobigny grało raperskie trio, a gdy wracałem, starszy pan przygrywał na akordeonie. W 11. kilkoro czarnych mężczyzn przygrywało jakieś senegalskie żwawe kawałki (z ich śpiewów zrozumiałem właśnie tylko to jedno słowo: Senegal). Chyba specjalnie pojadę też 1. na Trocadéro, bo tam zazwyczaj śpiewane są przez pewną latynoskę piosenki Adele. Dzięki niej poczuć mogę się jak w clipie do Someone like you, mimo że nie przechadzam się Pont Alexandre-III z Wieżą Eiffle'a w tle i rozwianym włosem. Paryż, zwłaszcza ten podziemny, rozbrzmiewa muzyką. Dziś będę bright & shiny, zgodnie z typologizacją postaw ludzkich wywodzoną z jednego z moich ulubionych (kiedyś) seriali. Dziś miasto jest tylko piękne. Dziś jest jak w filmie, skoro co chwila w tle pojawia się soundtrack. Dziś jest jak w filmie, zwłaszcza francuskim, akcja jakoś tam biegnie, prawie nic się nie dzieje, ale jest słońce, jest spokojnie.

Na koniec jeszcze liść. Przeleciał mi pod nogami gdzieś koło Val-de-Grâce. Myślałem, że złośliwie wykrzywia "twarz", ale tak naprawdę chyba próbuje się jakoś do mnie uśmiechnąć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz