poniedziałek, 27 października 2014

Flâneur

Zacznę od cytatu. Pochodzi on, co nie uchodzi w światku naukowym, z Wikipedii. Dotyczy hasła flâneur. Flâneur to
osoba należąca do subkultury, której początki przypisuje się XIX wiecznej Francji, a która później rozwinęła się również w Niemczech i reszcie Europy, na którą składało się spacerowanie, chadzanie po mieście, kontemplowanie miejskiego życia oraz wielogodzinne obserwowanie i lamentowanie na temat otoczenia.
Kultura flanerów była utożsamiana z wolnym czasem, bezcelowością i spontaniczną przygodą. Właśnie w tamtym czasie, gdy zaczęła się wyodrębniać ta subkultura, zaczęto tworzyć ozdobne witryny sklepowe, na których eksponowano towary, by zachęcić spacerowiczów do ich kupna.
Flâneur to zwyczajnie włóczęga. Istnieje także czasownik flâneur, opisujący to, co flaner robi, snując się po mniej lub bardziej ciekawych ulicach. Tym właśnie ostatnio się zajmowałem korzystając z ostatków lepszej pogody (choć dziś mamy znowu "lato" - 22 stopnie!). Najwięcej krążyłem wokół siedziby mojego wydziału w dzielnicy Saint-Germain-des-Près. Jest tu o wiele spokojniej niż na rive droite, mniej popularne zabytki (które, moim zdaniem, przyćmiewają choćby Notre Dame). Chodziłem po bulwarach, ulicach, uliczkach między kamienicami, poukrywanymi pasażami, których kocie łby pamiętają pewnie jeszcze stopy Franciszka Villona. Tutaj właśnie znalazłem moją ulubioną, idealnie paryską uliczkę - rue de Buci. Mimo że króciutka, dostarcza całej gamy spostrzeżeń zapachowych, smakowych, wizualnych - ściskają się tu bowiem restauracje francuskie, chińskie, sklepy z macarons, galerie, brasserie, bulanżerie i kilka kawiarni.
W okolicy spotkać też można coś, z czego zrobiłem sobie zabawę. W Paryżu bowiem pełno jest niewiarygodnie wyspecjalizowanych sklepów. Przy rue de Buci znalazłem właśnie na przykład sklep tylko z case'ami na telefony, sklep tylko z mrożonkami (nie są to mrożonki byle jakie, a ekskluzywne), sklep tylko z kieliszkami, sklep tylko z macarons. W innych częściach miasta znalazłem też sklep tylko z farbami dla artystów, tylko z materiałami na zasłony, tylko ze wstążkami na wielkich zwojach, wiszących w całym sklepie. Ciekaw jestem, co jeszcze dołączy do kolekcji tych małych ośrodków usług, ultraskupionych na konkretnym kliencie.
Wczoraj także, zajadając lody miętowe z czekoladą, odświeżyłem sobie film Paris, je t'aime. Składa się on z kilkunastu krótkich etiud, które mają oddawać w jakiś sposób ducha Paryża oraz poszczególnych dzielnic czy miejsc. Etiudy są lepsze i gorsze, jedna z nich jednak szczególnie mnie ujęła, bo, oglądając ją, gdzieś w głowie krążyła mi myśl, że sam mógłbym powiedzieć to, co narratorka tego fragmentu. Niżej wrzucam ten fragment, który naprawdę całkiem nieźle artykułuje to, "co się w mojej duszy gra". Zwłaszcza scena w parku I jeszcze dodam: po francusku mówię niestety gorzej od bohaterki, ale mam za to lepszy akcent :D



2 komentarze:

  1. Wyspecjalizowane sklepy są dla mnie nieodgadnioną zagadką pt. "jak oni są w stanie się utrzymać?". Potem przychodzi refleksja, że w tak dużym mieście, widocznie znajduje się wystarczająco dużo pasjonatów danej dziedziny. Widziałem już sklepy tylko z: pociągami elektrycznymi, komiksami, zabytkową bronią palną, figurkami żołnierzyków, rękawiczkami, jednym modelem butów (za to w 1000 kolorach)... a najbardziej zachwycają mnie napisy w stylu: "założne w 17xx roku", nasza kapryśna historia wymazała większość tego typu tradycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sklep z tymi butami chciałbym zobaczyć, musi to komicznie wyglądać :D

      Usuń